poniedziałek, 22 kwietnia 2013

004. Mamy ochotę się zabawić




Kiedy wpadli do pokoju, nie spałem. Właściwie byłem już przytomny od kilku godzin- przynajmniej takie miałem wrażenie, ponieważ z braku jakiegokolwiek czasomierza nie byłem w stanie odpowiednio określić ilości czasu jaki upłynął odkąd otworzyłem oczy. Było jeszcze ciemno, ale nie na tyle, żebym nie widział co się w okół mnie dzieje. Opatuliłem Danielle szczelniej kocem, starając się okryć zimne ciało na ramionach. Koc był cienki, niewiele grubszy od przeciętnego prześcieradła, do tego cholernie podziurawiony i brudny. Gdybym był w innej sytuacji, brzydziłbym się nim, a najchętniej rzucił na stos palącego się drewna, ale pomieszczenie było zimne, a my musieliśmy utrzymywać się w cieple.
Po jakimś czasie zaczęło świtać, ale kobieta nadal się nie budziła. Pozwoliłem jej jednak spać, mając nadzieję, że ten stan jest jej potrzebny by poczuć się lepiej. Do tego nie miałem siły jej budzić, siedziałaby ze mną i tylko się zamartwiała. Nawet najgorszy koszmar jest lepszy od sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Teraz, kiedy Kate i Tom niemalże wlecieli do środka, wstałem jak oparzony i uważnie im się przyjrzałem, marszcząc brwi. Zaschnięte resztki krwi, które miałem na twarzy, ukruszyły się wprost do mojego oka. Przetarłem je, starając się pozbyć pieczenia.
- Wstawać! - krzyknęła Kate, klaszcząc w dłonie i lekko się zataczając. Zaniosła się śmiechem, krocząc wprost na mnie.
Złapała mnie mocno za bark, niemalże uwieszając się na mnie. Śmierdziała alkoholem, więc odwróciłem głowę w drugą stronę. Uniosła się na palcach, tak by dosięgnąć do mojego ucha i mruknęła:
- Obudź tą swoją dziwkę. Mamy ochotę się zabawić - zaśmiała się złośliwie, spoglądając w stronę swojego brata. Ja w tym czasie zerknąłem na Danielle, zdziwiony, że jeszcze się nie obudziła. Po takim wrzasku, jaki wydała z siebie Kate wstałbym nawet gdybym był martwy, a ona nadal spała! Zacząłem się niepokoić - Prawda braciszku? - pijany głos Kate mówiącej do Toma wyrwał mnie z zadumy.
- Jesteście takimi psycholami, że wystarczyłoby wam zabawianie się ze sobą - syknąłem, czując narastającą złość. Kate puściła mnie i śmiejąc się jakbym opowiedział najlepszy kawał świata, obeszła moje plecy i stanęła z drugiej strony. Tom nie ruszył się nawet o milimetr, a jego wyraz twarzy nie zmienił się.Ciężko było powiedzieć czy również był pijany- ba, ciężko było cokolwiek wywnioskować, patrząc na jego obojętną postawę. Najwyraźniej obserwował Kate nie mając zamiaru ingerować dopóki sytuacja nie będzie tego wymagała.
Byłem zły, naprawdę wściekły, kiedy tylko dotarło do mnie po co tu przyszli. Zacząłem nawet kalkulować czy opłaca mi się ich zaatakować, ale kompletnie nie wiedziałem, czy mieli przy sobie jakąś broń. Gdyby tak było, to tylko niepotrzebnie doprowadziłbym do sytuacji zagrażającej naszemu życiu. Drzwi były otwarte, więc gdybym się postarał, moglibyśmy uciec. Ale Danielle spała i nie zapowiadało sie na to, że się obudzi. Byłem bezradny.
- Dobra, koniec tej zabawy - odezwał się w końcu Tom. Ruszył w stronę śpiącej kobiety, a ja rzuciłem się by zastąpić mu drogę.

***

Chodziłem w tę i z powrotem po pokoju. Emma siedziała obok Rose na kanapie i przetrawiała moje słowa. Była tak jakby nieobecna, wpatrując się uparcie w swoje stopy. Czekaliśmy aż coś powie.
- Tomo wie? - zapytała spoglądając na mnie zamglonym wzrokiem.
- Tak, ale nie mógł dziś przyjechać. Sprawy rodzinne - odparłem.
Zamyśliła się znowu, a ja bezradnie czekałem. Usłyszałem płacz córeczki z góry, ale nim wykonałem jakikolwiek krok, Rosalie popędziła po schodach.
- Co powiemy prasie? - zapytała blondynka.
- Emma, no co ty? - sapnąłem - Czy to jest teraz ważne? Mój brat, a twój przyjaciel zaginął, a ty się zastanawiasz co powiemy prasie? - ciężko było mi uwierzyć, że w ogóle mogła coś takiego powiedzieć.
- Nie, nie rozumiesz o co mi chodzi - podniosła się z sofy - Musimy to przemyśleć, całą strategię. Prędzej czy później się dowiedzą. Dopóki policja nie odbije Jareda i Danielle, nie możemy popełnić błędu. Wiesz, że prasa może negatywnie wpłynąć na porywaczy.
- O tym nie pomyślałem - przyznałem ze skruchą - Jak myślisz, kiedy ich odbiją? - spojrzałem na telefon lezący na stole. Nie przespaliśmy z Rosalie ani minuty w nocy, siedząc w salonie i czekając na jakikolwiek telefon od policji. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć ile kaw i napoi energetyzujących wypiliśmy, ale puszki walały się po całym pomieszczeniu.
- Nie wiem, ale nie podoba mi sie to, że zwlekają - potrząsnęła głową, wpatrując się w swoje splecione dłonie, a jasne długie włosy zafalowały na ramionach.
- Ani mi - przyznałem - czemu oni nic nie robią? Czemu czekają? Przecież - głos na chwilę utknął mi w gardle, kiedy łzy napłynęły do moich oczu. Emma po prostu mocno mnie przytuliła. Dobrze wiedziała co czuję.

***



Kiedy sie ocknąłem, byłem sam w pokoju. Nie było ani Danielle, ani Toma czy Kate. Serce podeszło mi do gardła, kiedy stanąłem na równe nogi i ignorując zawroty głowy podszedłem do drzwi. Czułem w ustach metaliczny posmak krwi, a dolna warga pulsowała, puchnąc coraz bardziej. Szczęka bolała mnie niemiłosiernie, tak samo jak lewa skroń. Jedyny plus, że Tom nie wyszedł nietknięty z tej potyczki, niestety nie udało mi się ochronić Danielle. Mógłbym zwalać winę na swój słaby stan fizyczny i zdrowotny, ale nie miałem zamiaru- zawaliłem i teraz zostaliśmy rozdzieleni. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać co mogli jej robić.
- Danielle! - wydarłem się licząc na to, że się odezwie, ale panowała upiorna cisza. Szarpnąłem za klamkę kilka razy, ale bezskutecznie- drzwi były solidne i dobrze zamknięte. Pod powiekami zebrały mi się łzy, ale nie przestawałem walić w nie, kopać ani szarpać.
W końcu zmęczony opadłem na kolana próbując opanować oddech i przerażające wizje tego co mogą jej zrobić, przewijające się przez moją głowę.
A potem usłyszałem jakiś dźwięk, więc krzyknąłem ile sił w płucach imię mojej ukochanej. Kiedy walnąłem pięścią w drzwi, szczęknął zamek i klamka opadła w dół. Podniosłem się szybko na nogi i cofnąłem kilka kroków, ledwo unikając otwierających się drzwi, a potem niczym przyczajony tygrys, rzuciłem się na osobę, która je otworzyła. Wypadliśmy na korytarz, on pode mną, a ja na jego plecach, ręką obejmując jego szyję i przyciskając go mocno do klatki piersiowej. Charknął, a ja zobaczyłem jaki popełniłem błąd- pode mną leżał ubrany na czarno policjant, wkoło stało ich jeszcze trzech i wszyscy celowali do mnie z broni.
Puściłem powoli policjanta i podnosząc ręce do góry, odsunąłem się pod ścianę. Jeden z nich pokazał mi, że mam być cicho i wyjść z drugim z domu. Nie chciałem iść, na samą myśl, że mógłbym wyjść stąd bez Danielle, wzbierała się we mnie złość, ale oni jakby czytali mi w myślach.
- Idź!- syknął jeden z nich, pistoletem pokazując mi kierunek, w którym mam się oddalić.
Nie byłem w stanie jej pomóc jakiś czas temu to i tym razem na nic im się nie przydam. Podniosłem się na nogi i walcząc z zawrotami głowy, starałem się jak najciszej iść za prowadzącym mnie mężczyzną. Modliłem się, żeby nic jej nie było, żeby zdążyli i żeby na tym nie ucierpiała.
Na dworze było ciemno i zimno, zwłaszcza, że byłem tylko w jeansach i przewiewnym polo. Policjant kazał mi poruszać się przy ścianie i nie wychylać się z cienia. Obeszliśmy w ten sposób na drugą stronę domu i powoli ruszyliśmy wśród krzaków i drzew. Kiedy stanąłem na chodniku, usłyszałem krzyk Danielle, a następnie serię strzałów.
- Daniell!- krzyknąłem, rzucając się w stronę domu, ale silne ręce policjanta powstrzymały mnie przed biegiem. Wyrywałem się i szarpałem, wyzywałem go, przeklinałem, ale przygwoździł mnie twarzą do ziemi, boleśnie wbijając kolano między łopatki. Zamilkłem, nasłuchując, ale wkoło panowała przerażająca cisza. Miałem ochotę płakać, całe moje ciało przechodziły dreszcze, a ja cicho modliłem się, żeby Danielle przeżyła. Po kilku minutach, które trwały wieczność, policjant chwycił mnie i podniósł do góry.
Powoli zaprowadził mnie na drugą stronę ulicy, gdzie stał radiowóz. Drzwi się otworzyły i wysiadł z niego drugi policjant, ubrany w zwykły mundur.
- Dobry wieczór, panie Leto - wyciągnął do mnie rękę, w której trzymał chusteczkę. Spojrzałem na niego, nie rozumiejąc o co mu chodzi, a on tylko delikatnie poklepał się po swoim policzku. Rozumiejąc gest, dotknąłem swojego i zdałem sobie sprawę z tego, że płaczę. Chwyciłem chusteczkę i wcisnąłem ją do kieszeni. - Proszę wsiąść do samochodu, zawieziemy pana do szpitala - powiedział, otwierając drzwi.
- Nigdzie się stąd nie ruszę - odparłem, ale policjant, który wyprowadził mnie z domu, położył dłoń na mojej głowie, popchnął mnie, tak, że pochyliłem się do przodu i wpadłem do środka samochodu. - Chcę wiedzieć co z Danielle! - krzyknąłem wściekły, kiedy zamknęli za mną drzwiczki samochodu.
Zobaczyłem wjeżdżającą na uliczkę karetkę pogotowia, która zaparkowała z piskiem opon kilka metrów od nas. W cieniu coś się poruszało, ktoś biegł od strony domu, wprost do karetki. Kiedy udało mi się rozróżnić kształty, zobaczyłem policjanta, biegnącego z czymś na rękach. A raczej z kimś owiniętym w ciemny koc. Głowa latała jej z jednej strony na drugą, zupełnie jakby była nieprzytomna.
- Danielle!- wydarłem się, aż zabolało mnie gardło, chciałem wysiąść, ale drzwi były zablokowane - Wypuśćcie mnie do jasnej cholery! - rzucałem się po wnętrzu radiowozu jak głodne zwierzę- Przecież to nie ja jej to zrobiłem, to te skurwiele powinny tu siedzieć, nie ja! Wypuśćcie mnie do niej! Danielle! - darłem się, ale oni wszyscy oddalili się w stronę karetki - Kurwa! - wrzasnąłem, próbując odblokować zamek - Co za cholerstwo! - uderzyłem pięścią w szybę, ale była pancerna. - Pozwę was! Pozwę was wszystkich! Pożałujecie kurwa! To jest bezprawne przetrzymanie! Nie macie prawa! - darłem się, ale nikt mnie nie słuchał. Kręciło mi się w głowie, wziąłem parę głębszych oddechów.
To nie ma sensu, nie słuchają mnie. Oparłem się o siedzenie i przymknąłem oczy. Jak tylko będę mógł opuścić radiowóz, od razu będę przy niej. Jeszcze trochę, nie mogą mnie długo przetrzymywać, i tak mają już przerąbane. Niech no ja tylko zadzwonię do swojego prawnika.

***

- Mają ich! - krzyknąłem, nie przejmując się tym, że trzymam przy uchu telefon. Dopiero słysząc jęk komendanta, zrozumiałem, że wydarłem mu się przez słuchawkę prosto do ucha. Rose i Emma podniosły się z kanapy i stanęły po obu moich stronach, przekrzykując się i zadając miliony pytań. - Czy wszystko z nimi w porządku? - zapytałem, ale nie słyszałem nic co mówił mężczyzna, bo zagłuszały mi go krzyki kobiet. Zatkałem palcem lewe ucho i szybko wyszedłem z pokoju. - Może pan powtórzyć?
- Obydwoje są w szpitalu. Z tego co mi wiadomo na tę chwilę z pana bratem nic nie jest.
- A Danielle? - zapytałem, bojąc się odpowiedzi.
- Została postrzelona kiedy ich odbijaliśmy, do tej pory nie wiemy jak to się stało, ale obiecuję przeprowadzimy docho
- W którym są szpitalu? - przerwałem mu, biorąc kluczyki z szafki na korytarzu.

***

- Zostawcie mnie, nic mi nie jest - powiedziałem jeszcze spokojnym tonem, kiedy lekarz świecił mi latarką po oczach - Gdzie jest Danielle, co się z nią stało? - zapytałem, ale jakbym mówił do ściany. Lekarz chwycił podkładkę i zaczął notować - Cholera, czy ktoś może mi powiedzieć co się z nią dzieje?
- Panie Leto, proszę się uspokoić - powiedział spokojnie, kierując się w stronę wyjścia - Nawodnimy pana i będzie pan mógł do niej iść. Nie wiem co się z nią stało, ale jeśli pan chce, mogę się dowiedzieć.
- Byłbym zobowiązany - powiedziałem z przekąsem.
- Przed salą czeka rodzina, wpuścić ich?- zapytał.
- Poproszę - burknąłem i opadłem na poduszkę.
Do środka weszli Shannon i Rosalie. Kobieta płakała, mój brat też nie wyglądał najlepiej. Uśmiechnąłem się delikatnie na widok zapłakanej blondynki.
- Jared! - jęknęła i przytuliła mnie mocno - Tak się martwiliśmy!
- Cześć - powiedział Shannon i poklepał mnie po ramieniu - Jak się czujesz?
- Dobrze. Co z Danielle? - zapytałem, przyglądając im się uważnie. Wzruszyli ramionami, robiąc jeszcze żałośniejsze miny.
- Nikt nam nie chce nic powiedzieć, prócz tego, że jest na sali operacyjnej - szepnęła blondynka.
- Jak to na sali operacyjnej?! - serce podeszło mi do gardła a następnie niczym ciężki kamień opadło w dół - Co jej się stało?!
- Jared wiemy nie więcej od ciebie - powiedział Shannon, przepraszająco ściskając moje ramie.A może pokrzepiająco? Nie wiem, ale jakiegokolwiek zamiaru by nie miał, nie odniosło to żadnego skutku. Schowałem twarz w dłoniach, starając się zapanować nad skurczami żołądka. Poczułem, że ogarnia mnie panika.

Nie mogę jej stracić. Nie teraz.

A potem zwymiotowałem, raz, drugi, trzeci. Zanim obraz zamazały mi łzy, zdążyłem zobaczyć blondynkę wybiegającą z sali. Brat przytrzymywał mnie za ramiona, kiedy pochylając się z łóżka, raz za razem zwracałem zawartość swojego żołądka.

***

Kiedy się obudziłem, Shannon siedział na krześle w koncie sali. Podniosłem się do pozycji siedzącej i przetarłem spocone czoło. Czułem się lepiej, chociaż gardło paliło mnie niemiłosiernie. Przyjrzałem się złączeniu kroplówki z wenflonem, po czym wyjąłem rurkę i zamknąłem wejście, nim zaczęła się sączyć z niego krew. Odsunąłem koc, siadając na skraju łóżka. Shannon poruszył się i mruknął coś przez sen, gdy metalowy stelaż zaskrzypiał pod naporem mojego ciała.
Postawiłem bose stopy na lodowatych kafelkach i podniosłem się do pozycji stojącej. Nie jest tak źle, myślałem, że będzie gorzej. Lekkie zawroty głowy nie przeszkadzały mi tak bardzo. Nie wiedząc dokąd idę, wyszedłem z sali i rozejrzałem się wkoło.  Zauważyła mnie siedząca w recepcji pielęgniarka i szybko podniosła się w krzesła, otwierając już usta by mnie zganić.
- Albo zaprowadzi mnie pani do Danielle, albo będziemy się tak bawić całą noc - powiedziałem, a ona przyjrzała mi się uważnie. A potem chyba stwierdziła, że nie wygra ze mną, bo pokręciła głową i z lekkim uśmiechem schyliła się za ladą.
Wyszła trzymając w dłoni klapki, które rzuciła mi pod nogi.
- Nie wiem czy będą dobre, ale na boso pan nigdzie nie pójdzie - kiwnąłem głową i wcisnąłem stopy w o dziwo dobre obuwie. Bez słowa ruszyła w głąb korytarza, a ja powoli poszedłem za nią - Przepraszam - przystanęła i poczekała na mnie - zapomniałam, że nie czuje się pan najlepiej - posłałem jej lekki uśmiech i powoli ruszyliśmy dalej - Jest pan upartym człowiekiem co? Kocha ją pan? - pytała - Musi pan bardzo ją kochać, to pewnie najszczęśliwsza kobieta na świecie - odparła, zanim zdążyłem się odezwać. Posłała mi ciepły uśmiech, kiedy na nią spojrzałem.
- Co jej się stało? Czemu ją operowali? - zapytałem. Znajdywaliśmy się teraz w części z izolatkami, z każdej strony dochodziło pikanie szpitalnej aparatury.
- Nie wie pan? - spochmurniała - Została postrzelona.
Przełknąłem wielką gulę, która uformowała się w moim gardle i zamilkłem. W końcu się zatrzymała, a ja spojrzałem na drzwi przy których stanęła. Przez szybę widziałem pogrążoną w półmroku salkę szpitalną. Danielle leżała podłączona do aparatury, a na krześle obok niej spała Rose. Kiwnąłem głową na pielęgniarkę i z ciężkim sercem wszedłem do środka.

Statystyka

Followers