To opowiadanie nie jest szczytem moich marzeń i możliwości. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest najlepsze, nie powala, ani nie przekazuje nic konkretnego, ale traktuję je trochę jako taki "brudnopis". Cieszę się też, że wielu z Was to czyta i lubi, ale nie oszukujmy się, nie jest to coś dobrego i ja sama zdaje sobie z tego sprawę. Chociaż, nie powiem, lubię je pisać, lubię bohaterów, których wykreowałam i jak przyjdzie dzień, w którym je zakończę, przyjdzie mi to zrobić z ciężkim sercem.
Skoro mam o nim nienajlepsze zdanie, to czemu piszę?
Piszę je, bo chcę sie czegoś nauczyć. I juz nie chodzi o nic związanego z pisaniem, a raczej z kończeniem tego, co się zaczęło. Mam tendencję do porzucania rozpoczętych czynności, na rzecz innych, które w danym momencie mnie zajmują. I to nie tylko chodzi o pisanie, ale i o życie. Doszłam do wniosku, że jak uda mi się dokończyć rzecz tak niewielką jak opowiadanie, to zacznę sobie radzić z aspektami życiowymi. Także musicie mi wybaczyć to płytkie i nic nie wnoszące opowiadanie, przeboleć ten fakt i uznać to jako rodzaj mojej terapii, w której bierzecie udział, w końcu gdyby nie Wasze wsparcie i doping, pewnie nawet nie brałabym pod uwagę skończenia tego tworu mojej wyobraźni.
Dziękuję z całego serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz