Weszłam do mieszkania i zamknęłam za sobą drzwi na zasuwę, jednocześnie odpinając lewy but. Kiedy usłyszałam kroki, odgarnełam włosy z twarzy i uśmiechnęłam się do Toma delikatnie. Coś błysnęło w jego oczach, coś co ostatnimi czasy widziałam coraz rzadziej. Znając jego zdanie i wiedząc dokładnie o co mu chodzi, zmieniłam odrazu wyraz twarzy, z delikatnego i nieśmiałego uśmiechu, w pewny siebie, uwodzicielski i seksowny. Od razu odpowiedział mi uśmiechem.
- No i to jest moja Danielle – powiedział, składając na mojej skroni pocałunek – Pamiętaj – palcem pod brodą, podniósł moją twarz ku górze – Musisz być pewna siebie, seksowna i uwodzicielska. Inaczej nie będziesz kobietą – dodał, zdejmując z mojego ramienia torebkę i wieszając ją przy drzwiach.
Razem weszliśmy do salonu, gdzie opadłam zmęczona na kanapę, a Tom tuż obok mnie, kładąc dłoń na moim kolanie.
- I jak było? - zapytał, chwytając pilota w dłoń.
Zaczęłam mu opowiadać o dziecku Rose i Shannona. Dziewczynka imieniem Lucy była najpiękniejszym dzieckiem jakie kiedykolwiek widziałam. Malutka, 53 cm i 2900 g, z różowiutkimi policzkami i granatowymi oczkami, urzekła mnie momentalnie. Jej drobniutkie rączki i nóżki z tymi miniaturowymi paluszkami; miałam ochotę je wycałować. Opowiadałam o tym jak na mnie spojrzała- przynajmniej miałam takie wrażenie; jak uśmiechała się przez sen, czego dzieci w jej wieku nawet nie potrafią, jak mocno ściskała przy tym mój palec w swojej drobnej piąstce. Po raz kolejny łzy wzruszenia i radości płynęły po moich policzkach. Zdawało się, że Tom mnie nie słucha, patrząc na jakiś program telewizyjny, a kiedy skończyłam opowieść, odparł:
- To wspaniale – i wrócił do oglądania.
Przyzwyczajona do tego, otarłam łzy i skupiłam się na programie. Przynajmniej starałam się. Wiedziałam, że nie mogę od niego nic wymagać, przecież i tak pozwolił mi się wygadać. Nie chciałam, żeby się na mnie zdenerwował, wiedziałam doskonale gdzie moje miejsce.
Kiedy program dobiegł końca poszłam do łazienki wykąpać się przed snem. Tom nie wpóściłby mnie do łóżka, gdybym się nie umyła. Musiałabym spać na kanapie w salonie, gdzie jest strasznie niewygodnie.
Ogólnie Tom ostatnio był w niezbyt dobrym nastroju, często wyżywał się na mnie za byle gówno. Nie pozwalał mi jeść, a w celu pełnej kontroli ważył mnie co wieczór i sprawdzał czy nie przybieram na wadze. Każde moje złe według niego posunięcie było karane, a ja dość szybko nauczyłam się, czego nie robić, żeby go nie denerwować. Nie przejmował się wcale tym,że z dnia na dzień słabłam coraz bardziej. Chciał ze mnie zrobić ideał- szczupłą, seksowną, pewną siebie kobietę, którą w jego towarzystwie udawałam. Wiedziałam, że inaczej znów mnie ukara.
Zabronił mi pracować, bardzo rzadko wypuszczał mnie z domu, kontrolując mnie na każdym kroku. Kiedy nieraz wychodziłam z domu, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i wcale bym się nie zdziwiła gdyby ktoś mnie śledził. To było bardzo w stylu Toma.
Przejął moją firmę, rozbudowując ją i obsadzając swoimi ludźmi na wyższych stanowiskach. Nie miałam już czego tam szukać. Przywykłam bardzo szybko do tego, że moje życie u boku Toma, polegało na byciu jego ozdobą. Straciłam kontakt z przyjaciółmi, jedyną osobą, z którą mogłam regularnie się spotykać była Rosalie. Chociaż teraz, kiedy bracia Leto wrócili do domu, nie mam już pewności czy nadal będzie mi pozwalał do niej chodzić. Doskonale wiedział, że kiedyś coś łączyło mnie z Jaredem, ale czy uwierzy, że kocham tylko jego? Że właśnie on jest moją miłością i żaden Jared mnie od niego nie zabierze? Może powinnam powiedzieć nie uwolni?
Wyłączyłam stromień wody i owinęłam się ręcznikiem. Szybko umyłam zęby, włosy związałam w wysoki kok i wedle życzenia Toma, jak co wieczór nasmarowałam całe ciało kremem o zapachu zielonej herbaty. Uwielbiał ten zapach. A ja każdego kolejnego wieczoru nienawidziłam go coraz bardziej. Ale kochałam Toma i w gruncie rzeczy trochę się go bałam, więc robiłam to co kazał.
Pewnie zastanawiacie się czy mnie kiedykolwiek uderzył. Odpowiedź brzmi nie, ale miał wiele innych sposobów na karanie mnie. Najczęściej było to znęcanie się psychiczne nademną, zabranianie mi jedzenia i odbieranie jakichkolwiek przyjemności. Z jednej strony najchętniej uciekłabym od niego, ale kiedy już miałam taką ochotę i zaczynałam się pakować, on się zmieniał. Na kilka dni stawał się ideałem, a ja głupia nadal go kocham i nie potrafię tak po prostu od niego odejść.
Właściwie to nie dałabym rady bez niego, bo zabrał mi wszystko. Omamił mnie na początku, zgadzałam się na wszystko z miłości. Teraz zgadzam się bardziej ze strachu- nie wiem tylko czy przed karą, czy przez to, że mógłby mnie zostawić.
Kiedy jestem grzeczna potrafi być naprawdę czarujący i kochany. Najważniejsze, żebym była posłuszna.
Kiedy weszłam do pokoju, Tom leżał już w łóżku. Na stoliczku po mojej stronie stała lampka, którą zgasiłam jak tylko przykryłam się kołdrą.
W nocy nigdy nie mogłam się do niego przytulać. Twierdził, że to mu przeszkadza swobodnie oddychać. Ułożyłam się więc na boku, plecami do niego i zmęczona po całym dniu w szpitalu, zasnęłam.
*
Kiedy rano wstałam Tom jeszcze spał. Udałam się do kuchni, przecierając klejące się oczy i nastawiłam wodę na gaz, jednocześnie sięgając do szafki po dwa kubki. Nasypałam do nich kawę, wyciągnęłam z lodówki mleko, jajka oraz bekon i zabrałam się za robienie śniadania. W tym samym momencie, kiedy zagwizdał czajnik, drzwi od łazienki trzasnęły, co podpowiedziało mi, że mam jakieś pięć minut na skończenie smarzenia jajek i bekonu. Uwinęłam się grubo przed czasem i rozstawiłam wszystko na stole. Usiadłam i patrząc się w okno czekałam aż przyjdzie Tom. Broń boże nie można mi było samej spożywać posiłków, chyba że byłam poza domem. Nieraz złamałam jego zakazy, podjadając podczas jego nieobecności, ale w niewielkich ilościach, tak żeby nie zauważył, że ubywa jedzenia.
Kiedy przyszedł, pocałował mnie w czoło i usiadł na swoim miejscu. Uśmiechem dał mi znać, że mogę już jeść, i jak boga kocham, o ile nigdy nie lubiłam jeść śniadań, teraz byłam do tego zmuszona. Więc wepchnęłam w siebie niewielką porcję jajka i bekonu po czym dopiłam kawę, czekając aż on skończy jeść.
- Idę dziś do Rosalie i Lucy, zanosę jej parę owoców, dobrze? - zapytałam, zbierając brudne naczynia i wstawiając je do zmywarki.
- Ale pod jednym warunkiem – palcem wskazującym dźgną powietrze – Zadzwonisz do mnie jak tylko od niej wyjdziesz. I nie przesiaduj tam zbyt długo – dodał po chwili namysłu. Przytaknęłam, a on przysunął się do mnie i zachłannie pocałował – Gdyby nie to, że muszę iść do pracy...- syknął, przejeżdżając dłonią po moim udzie. Uśmiechnęłam się uwodzicielsko tak jak tego oczekiwał. Teraz już chyba robiłam wszystko tak jak chciał. Po prostu zaczęło mi to wchodzić w nawyk, zaczęłam być taką Danielle jaką on codziennie od nowa tworzył.
- Będę czekała na Ciebie wieczorem – odparłam niczym kotka i pocałowałam go – A teraz lepiej się zbieraj, Kochanie – dodałam, wyswobadzajac się z jego objęć i kierując się wprost do łazienki.
- Lubię jak tak się ze mną droczysz – powiedział, gdy zamknięta w pomieszczeniu, odkręciłam prysznic. Zachichotałam tylko. Zdjęłam z siebie koszulę nocną i wskoczyłam pod strumień zimnej wody. Rano prysznic budzi mnie najlepiej.
*
Byłam tak zaaferowana tym, że zobaczę malutką Lucy, że gdy wpadłam do sali, na której leżała razem z Rosalie, na samym początku nawet nie zauważyłam w jakim stanie jest moja przyjaciółka. Nawet się nie przywitałam. Jak wariatka dopadłam do kojca, w którym leżało śpiące maleństwo i rozpłynęłam się na ten słodki widok. Dopiero siorbnięcie nosem Rosalie wyrwało mnie ze swojeo rodzaju letargu, w którym byłam.
- Co się stało? - zapytałam przerażona. Byłam pewna, że stalo się coś strasznego, przecież kobieta, która urodziła dziecko, na które tak długo i z utęsknieniem czekała, powinna emanować szczęściem, a nie płakać jak bóbr na swoim łóżku. Usiadłam obok niej i podałam chusteczkę, oczekując na jakieś słowa wyjaśnienia. Nie zaprzeczę, że w mojej głowie zaczęły powstawać jakieś mroczne scenariusze, ale starałam się je jakoś okiełznać- nie ma co wpadać w panikę.
- Mam za mało pokarmu, nie jestem w stanie jej wykarmić – załkała, a ja miałam ochotę ją uderzyć. To przecież nie jest takie straszne, jest tyle różnych rodzajów mlek modyfikowanych, że nie powinna tak rozpaczać. - Mam wrażenie, że wszyscy mają do mnie o to pretensje, pielęniarki i położne cały czas każą mi odciągać pokarm, ale to nic nie daje, poza tym, że mam już cholernie obolałe piersi – dodała, ponownie zalewając się łzami.
- Ale jak to każą? - zapytałam, marszcząc brwi.
- Promują karmienia piersią, czy coś w tym stylu – machnęła ręką – ale najwyraźniej nie dociera do nich, że ktoś może nie mieć pokarmu. Moja matka też nie była w stanie wykarmić mnie i mojego brata.
- Zaraz wracam – enericznie wstałam i wyszłam z pomieszczenia.
Czułam, że zaraz wybuchnę. Skierowałam się do pokoju, w którym urzędują pielęniarki i zapukałam ostro w drzwi. Otworzyła mi niewysoka blondynka, na oko gdzieś czterdziestoletnia i zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.
- W czym mogę pomóc?
- Jestem tu w sprawie mojej przyjaciółki – zaczęłam, a ona westchnęła – Proszę mi nie okazywać lekceważenia! - dodałam ostro – Nie życzę sobie, żeby wywierano na nią taki nacisk w sprawie karmienia piersią! Dziewczyna dopiero co urodziła, jeszcze się w tym nie odnalazła, a już wjeżdżacie jej na sumienie! Ona przez wasze metody czuje się winna tego, że nie ma pokarmu, mimo iż jej matka miała taki sam problem!
- Co się dzieje? - z gabinetu obok wyjżała jedna z położnych.
- Ta kobieta uważa, że nieodpowiednio opiekujemy się pacjętką...
- Nie, proszę nie przekręcać tego co powiedziałam – weszłam jej w słowo – Panie za bardzo naciskacie na moją przyjaciółkę, jeśli chodzi o naturalne karmienie piersią..
- Promujemy to, bo uważamy, że to jest najlepsze dla niemowląt w pierwszych miesiącach życia – powiedziała spokojnie położna.
- Owszem, macie racje – uspokoiłam się trochę, żeby nie wyjść na wariatkę – Ale to nie znaczy, że możecie aż tak naciskać na kobiety, które nie mogą karmić piersią. Moja przyjaciółka czuje się podle i ma poczucie winy, że nie może tego robić. A chyba ta cała wasza akcja nie ma na celu dobijania młodych i początkujących matek, prawda? Czy się mylę? - zapytałam retorycznie.
Kobiety wymieniły spojrzenia. Miałam ochotę im przywalić, ale rozsądniej byłoby po prostu machnąć ręką i odejść. Wzbierająca się we mnie złość była tym śliniejsza, im częściej przed oczami miałam zapłakaną Rose. Wiedziałam, że teraz bardzo potrzebne jest jej wsparcie, oraz osoba, która stanie za nią murem. Ona potrzebowała teraz czasu i spokoju, żeby poznać się ze swoim dzieckiem i móc się nim spokojnie nacieszyć. Dlatego tak ostro zareagowałam na to co od niej usłyszałam.
- Przemyślimy to co nam pani powiedziała – powiedziała w końcu niezobowiązująco i na odczepnego położna, po czym odwróciła się by wrócić do gabinetu.
- Byłabym wdzięczna, gdyby coś się zmieniło w waszym postępowaniu – powiedziałam, a ostatnie słowa zawisły za mną w powietrzu, gdy odchodziłam – Są strony, na których mogę pisemnie, bardzo dokładnie ocenić sposób w jaki w tym szpitalu pracują lekarze...
Nie oglądałam się za siebie, żeby sprawdzić reakcję kobiet na moją groźbę. Spokojnie dotarłam pod drzwi sali, w której leżała blondynka i zatrzymałam się na chwilę zamykając oczy i biorąc kilka spokojnych glębokich wdechów. Zanim weszłam, przybralam jeszcze delikatny uśmiech na usta i poprawiłam niewidoczne zagniecenia na sukience.
- Już w porządku – oznajmiłam, zatapiając rękę we włosach przyjaciółki – Nie płacz. Zaraz pójdę załatwić jakiś miks dla Lucy, a ty się odpręż, dobrze? - dodałam.
- Dziękuję – powiedziała, ale nie zauważyłam, żeby moje słowa jakoś poprawiły jej stan. Wpadłam na genialny pomysł.
- Idź, weź sobie prysznic, przespaceruj się. Ja nakarmie Lucy, zaopiekuję się nią – zaoferowałam. Przez chwilę wydawało mi się, że na twarzy blondynki pojawiło się coś na kształt uśmiechu, ale zaraz potem ukazało się zmartwienie i niedowierzanie – Kochana, poradzę sobie, naprawdę. Już kiedyś opiekowałam się malutkim dzieckiem – przekonywałam ją. To było co prawda całe wieki temu, ale nadal pamiętałam podstawowe wiadomości. Trzymać rękę pod główką. Nie trzymać w pionie, tylko cały czas w pozycji poziomej lub lekko podniesionej. Po zjedzeniu oprzeć dziecko na piersiach i poklepać po pleckach, czekając aż mu się odbije. To proste.
- No nie wiem...
- Kochana, potrzebujesz prysznicu, co tu dużo ukrywać – skrzywiłam się – trochę się zapociłaś...
- Spadaj! - uderzyła mnie pięścią w ramie, a ja udałam obrażoną. W duchu byłam z siebie dumna; udało mi się poprawić jej humor. - Dobra, to idę. Ale szybko wrócę.
- No nie bój się, przecież nie zrobię jej krzywdy!
- Będę szybko, koniec dyskusji – powiedziała, wyjmując z walizki ręcznik i kosmetyczkę.
- Miłego relaksu – rzuciłam za nią gdy wychodziła z pokoju po czym zbliżyłam się do kojca – Co maleństwo? Zjemy sobie troszkę, co? I może sprawdzimy pieluszkę? Kiedy mamusia Ci ją założyła? - świergotałam, odpinając śpiocha. Lucy rozglądała się zamglonym wzrokiem wkoło siebie, pewnie szukając mamusi.
- No i to jest moja Danielle – powiedział, składając na mojej skroni pocałunek – Pamiętaj – palcem pod brodą, podniósł moją twarz ku górze – Musisz być pewna siebie, seksowna i uwodzicielska. Inaczej nie będziesz kobietą – dodał, zdejmując z mojego ramienia torebkę i wieszając ją przy drzwiach.
Razem weszliśmy do salonu, gdzie opadłam zmęczona na kanapę, a Tom tuż obok mnie, kładąc dłoń na moim kolanie.
- I jak było? - zapytał, chwytając pilota w dłoń.
Zaczęłam mu opowiadać o dziecku Rose i Shannona. Dziewczynka imieniem Lucy była najpiękniejszym dzieckiem jakie kiedykolwiek widziałam. Malutka, 53 cm i 2900 g, z różowiutkimi policzkami i granatowymi oczkami, urzekła mnie momentalnie. Jej drobniutkie rączki i nóżki z tymi miniaturowymi paluszkami; miałam ochotę je wycałować. Opowiadałam o tym jak na mnie spojrzała- przynajmniej miałam takie wrażenie; jak uśmiechała się przez sen, czego dzieci w jej wieku nawet nie potrafią, jak mocno ściskała przy tym mój palec w swojej drobnej piąstce. Po raz kolejny łzy wzruszenia i radości płynęły po moich policzkach. Zdawało się, że Tom mnie nie słucha, patrząc na jakiś program telewizyjny, a kiedy skończyłam opowieść, odparł:
- To wspaniale – i wrócił do oglądania.
Przyzwyczajona do tego, otarłam łzy i skupiłam się na programie. Przynajmniej starałam się. Wiedziałam, że nie mogę od niego nic wymagać, przecież i tak pozwolił mi się wygadać. Nie chciałam, żeby się na mnie zdenerwował, wiedziałam doskonale gdzie moje miejsce.
Kiedy program dobiegł końca poszłam do łazienki wykąpać się przed snem. Tom nie wpóściłby mnie do łóżka, gdybym się nie umyła. Musiałabym spać na kanapie w salonie, gdzie jest strasznie niewygodnie.
Ogólnie Tom ostatnio był w niezbyt dobrym nastroju, często wyżywał się na mnie za byle gówno. Nie pozwalał mi jeść, a w celu pełnej kontroli ważył mnie co wieczór i sprawdzał czy nie przybieram na wadze. Każde moje złe według niego posunięcie było karane, a ja dość szybko nauczyłam się, czego nie robić, żeby go nie denerwować. Nie przejmował się wcale tym,że z dnia na dzień słabłam coraz bardziej. Chciał ze mnie zrobić ideał- szczupłą, seksowną, pewną siebie kobietę, którą w jego towarzystwie udawałam. Wiedziałam, że inaczej znów mnie ukara.
Zabronił mi pracować, bardzo rzadko wypuszczał mnie z domu, kontrolując mnie na każdym kroku. Kiedy nieraz wychodziłam z domu, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i wcale bym się nie zdziwiła gdyby ktoś mnie śledził. To było bardzo w stylu Toma.
Przejął moją firmę, rozbudowując ją i obsadzając swoimi ludźmi na wyższych stanowiskach. Nie miałam już czego tam szukać. Przywykłam bardzo szybko do tego, że moje życie u boku Toma, polegało na byciu jego ozdobą. Straciłam kontakt z przyjaciółmi, jedyną osobą, z którą mogłam regularnie się spotykać była Rosalie. Chociaż teraz, kiedy bracia Leto wrócili do domu, nie mam już pewności czy nadal będzie mi pozwalał do niej chodzić. Doskonale wiedział, że kiedyś coś łączyło mnie z Jaredem, ale czy uwierzy, że kocham tylko jego? Że właśnie on jest moją miłością i żaden Jared mnie od niego nie zabierze? Może powinnam powiedzieć nie uwolni?
Wyłączyłam stromień wody i owinęłam się ręcznikiem. Szybko umyłam zęby, włosy związałam w wysoki kok i wedle życzenia Toma, jak co wieczór nasmarowałam całe ciało kremem o zapachu zielonej herbaty. Uwielbiał ten zapach. A ja każdego kolejnego wieczoru nienawidziłam go coraz bardziej. Ale kochałam Toma i w gruncie rzeczy trochę się go bałam, więc robiłam to co kazał.
Pewnie zastanawiacie się czy mnie kiedykolwiek uderzył. Odpowiedź brzmi nie, ale miał wiele innych sposobów na karanie mnie. Najczęściej było to znęcanie się psychiczne nademną, zabranianie mi jedzenia i odbieranie jakichkolwiek przyjemności. Z jednej strony najchętniej uciekłabym od niego, ale kiedy już miałam taką ochotę i zaczynałam się pakować, on się zmieniał. Na kilka dni stawał się ideałem, a ja głupia nadal go kocham i nie potrafię tak po prostu od niego odejść.
Właściwie to nie dałabym rady bez niego, bo zabrał mi wszystko. Omamił mnie na początku, zgadzałam się na wszystko z miłości. Teraz zgadzam się bardziej ze strachu- nie wiem tylko czy przed karą, czy przez to, że mógłby mnie zostawić.
Kiedy jestem grzeczna potrafi być naprawdę czarujący i kochany. Najważniejsze, żebym była posłuszna.
Kiedy weszłam do pokoju, Tom leżał już w łóżku. Na stoliczku po mojej stronie stała lampka, którą zgasiłam jak tylko przykryłam się kołdrą.
W nocy nigdy nie mogłam się do niego przytulać. Twierdził, że to mu przeszkadza swobodnie oddychać. Ułożyłam się więc na boku, plecami do niego i zmęczona po całym dniu w szpitalu, zasnęłam.
*
Kiedy rano wstałam Tom jeszcze spał. Udałam się do kuchni, przecierając klejące się oczy i nastawiłam wodę na gaz, jednocześnie sięgając do szafki po dwa kubki. Nasypałam do nich kawę, wyciągnęłam z lodówki mleko, jajka oraz bekon i zabrałam się za robienie śniadania. W tym samym momencie, kiedy zagwizdał czajnik, drzwi od łazienki trzasnęły, co podpowiedziało mi, że mam jakieś pięć minut na skończenie smarzenia jajek i bekonu. Uwinęłam się grubo przed czasem i rozstawiłam wszystko na stole. Usiadłam i patrząc się w okno czekałam aż przyjdzie Tom. Broń boże nie można mi było samej spożywać posiłków, chyba że byłam poza domem. Nieraz złamałam jego zakazy, podjadając podczas jego nieobecności, ale w niewielkich ilościach, tak żeby nie zauważył, że ubywa jedzenia.
Kiedy przyszedł, pocałował mnie w czoło i usiadł na swoim miejscu. Uśmiechem dał mi znać, że mogę już jeść, i jak boga kocham, o ile nigdy nie lubiłam jeść śniadań, teraz byłam do tego zmuszona. Więc wepchnęłam w siebie niewielką porcję jajka i bekonu po czym dopiłam kawę, czekając aż on skończy jeść.
- Idę dziś do Rosalie i Lucy, zanosę jej parę owoców, dobrze? - zapytałam, zbierając brudne naczynia i wstawiając je do zmywarki.
- Ale pod jednym warunkiem – palcem wskazującym dźgną powietrze – Zadzwonisz do mnie jak tylko od niej wyjdziesz. I nie przesiaduj tam zbyt długo – dodał po chwili namysłu. Przytaknęłam, a on przysunął się do mnie i zachłannie pocałował – Gdyby nie to, że muszę iść do pracy...- syknął, przejeżdżając dłonią po moim udzie. Uśmiechnęłam się uwodzicielsko tak jak tego oczekiwał. Teraz już chyba robiłam wszystko tak jak chciał. Po prostu zaczęło mi to wchodzić w nawyk, zaczęłam być taką Danielle jaką on codziennie od nowa tworzył.
- Będę czekała na Ciebie wieczorem – odparłam niczym kotka i pocałowałam go – A teraz lepiej się zbieraj, Kochanie – dodałam, wyswobadzajac się z jego objęć i kierując się wprost do łazienki.
- Lubię jak tak się ze mną droczysz – powiedział, gdy zamknięta w pomieszczeniu, odkręciłam prysznic. Zachichotałam tylko. Zdjęłam z siebie koszulę nocną i wskoczyłam pod strumień zimnej wody. Rano prysznic budzi mnie najlepiej.
*
Byłam tak zaaferowana tym, że zobaczę malutką Lucy, że gdy wpadłam do sali, na której leżała razem z Rosalie, na samym początku nawet nie zauważyłam w jakim stanie jest moja przyjaciółka. Nawet się nie przywitałam. Jak wariatka dopadłam do kojca, w którym leżało śpiące maleństwo i rozpłynęłam się na ten słodki widok. Dopiero siorbnięcie nosem Rosalie wyrwało mnie ze swojeo rodzaju letargu, w którym byłam.
- Co się stało? - zapytałam przerażona. Byłam pewna, że stalo się coś strasznego, przecież kobieta, która urodziła dziecko, na które tak długo i z utęsknieniem czekała, powinna emanować szczęściem, a nie płakać jak bóbr na swoim łóżku. Usiadłam obok niej i podałam chusteczkę, oczekując na jakieś słowa wyjaśnienia. Nie zaprzeczę, że w mojej głowie zaczęły powstawać jakieś mroczne scenariusze, ale starałam się je jakoś okiełznać- nie ma co wpadać w panikę.
- Mam za mało pokarmu, nie jestem w stanie jej wykarmić – załkała, a ja miałam ochotę ją uderzyć. To przecież nie jest takie straszne, jest tyle różnych rodzajów mlek modyfikowanych, że nie powinna tak rozpaczać. - Mam wrażenie, że wszyscy mają do mnie o to pretensje, pielęniarki i położne cały czas każą mi odciągać pokarm, ale to nic nie daje, poza tym, że mam już cholernie obolałe piersi – dodała, ponownie zalewając się łzami.
- Ale jak to każą? - zapytałam, marszcząc brwi.
- Promują karmienia piersią, czy coś w tym stylu – machnęła ręką – ale najwyraźniej nie dociera do nich, że ktoś może nie mieć pokarmu. Moja matka też nie była w stanie wykarmić mnie i mojego brata.
- Zaraz wracam – enericznie wstałam i wyszłam z pomieszczenia.
Czułam, że zaraz wybuchnę. Skierowałam się do pokoju, w którym urzędują pielęniarki i zapukałam ostro w drzwi. Otworzyła mi niewysoka blondynka, na oko gdzieś czterdziestoletnia i zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.
- W czym mogę pomóc?
- Jestem tu w sprawie mojej przyjaciółki – zaczęłam, a ona westchnęła – Proszę mi nie okazywać lekceważenia! - dodałam ostro – Nie życzę sobie, żeby wywierano na nią taki nacisk w sprawie karmienia piersią! Dziewczyna dopiero co urodziła, jeszcze się w tym nie odnalazła, a już wjeżdżacie jej na sumienie! Ona przez wasze metody czuje się winna tego, że nie ma pokarmu, mimo iż jej matka miała taki sam problem!
- Co się dzieje? - z gabinetu obok wyjżała jedna z położnych.
- Ta kobieta uważa, że nieodpowiednio opiekujemy się pacjętką...
- Nie, proszę nie przekręcać tego co powiedziałam – weszłam jej w słowo – Panie za bardzo naciskacie na moją przyjaciółkę, jeśli chodzi o naturalne karmienie piersią..
- Promujemy to, bo uważamy, że to jest najlepsze dla niemowląt w pierwszych miesiącach życia – powiedziała spokojnie położna.
- Owszem, macie racje – uspokoiłam się trochę, żeby nie wyjść na wariatkę – Ale to nie znaczy, że możecie aż tak naciskać na kobiety, które nie mogą karmić piersią. Moja przyjaciółka czuje się podle i ma poczucie winy, że nie może tego robić. A chyba ta cała wasza akcja nie ma na celu dobijania młodych i początkujących matek, prawda? Czy się mylę? - zapytałam retorycznie.
Kobiety wymieniły spojrzenia. Miałam ochotę im przywalić, ale rozsądniej byłoby po prostu machnąć ręką i odejść. Wzbierająca się we mnie złość była tym śliniejsza, im częściej przed oczami miałam zapłakaną Rose. Wiedziałam, że teraz bardzo potrzebne jest jej wsparcie, oraz osoba, która stanie za nią murem. Ona potrzebowała teraz czasu i spokoju, żeby poznać się ze swoim dzieckiem i móc się nim spokojnie nacieszyć. Dlatego tak ostro zareagowałam na to co od niej usłyszałam.
- Przemyślimy to co nam pani powiedziała – powiedziała w końcu niezobowiązująco i na odczepnego położna, po czym odwróciła się by wrócić do gabinetu.
- Byłabym wdzięczna, gdyby coś się zmieniło w waszym postępowaniu – powiedziałam, a ostatnie słowa zawisły za mną w powietrzu, gdy odchodziłam – Są strony, na których mogę pisemnie, bardzo dokładnie ocenić sposób w jaki w tym szpitalu pracują lekarze...
Nie oglądałam się za siebie, żeby sprawdzić reakcję kobiet na moją groźbę. Spokojnie dotarłam pod drzwi sali, w której leżała blondynka i zatrzymałam się na chwilę zamykając oczy i biorąc kilka spokojnych glębokich wdechów. Zanim weszłam, przybralam jeszcze delikatny uśmiech na usta i poprawiłam niewidoczne zagniecenia na sukience.
- Już w porządku – oznajmiłam, zatapiając rękę we włosach przyjaciółki – Nie płacz. Zaraz pójdę załatwić jakiś miks dla Lucy, a ty się odpręż, dobrze? - dodałam.
- Dziękuję – powiedziała, ale nie zauważyłam, żeby moje słowa jakoś poprawiły jej stan. Wpadłam na genialny pomysł.
- Idź, weź sobie prysznic, przespaceruj się. Ja nakarmie Lucy, zaopiekuję się nią – zaoferowałam. Przez chwilę wydawało mi się, że na twarzy blondynki pojawiło się coś na kształt uśmiechu, ale zaraz potem ukazało się zmartwienie i niedowierzanie – Kochana, poradzę sobie, naprawdę. Już kiedyś opiekowałam się malutkim dzieckiem – przekonywałam ją. To było co prawda całe wieki temu, ale nadal pamiętałam podstawowe wiadomości. Trzymać rękę pod główką. Nie trzymać w pionie, tylko cały czas w pozycji poziomej lub lekko podniesionej. Po zjedzeniu oprzeć dziecko na piersiach i poklepać po pleckach, czekając aż mu się odbije. To proste.
- No nie wiem...
- Kochana, potrzebujesz prysznicu, co tu dużo ukrywać – skrzywiłam się – trochę się zapociłaś...
- Spadaj! - uderzyła mnie pięścią w ramie, a ja udałam obrażoną. W duchu byłam z siebie dumna; udało mi się poprawić jej humor. - Dobra, to idę. Ale szybko wrócę.
- No nie bój się, przecież nie zrobię jej krzywdy!
- Będę szybko, koniec dyskusji – powiedziała, wyjmując z walizki ręcznik i kosmetyczkę.
- Miłego relaksu – rzuciłam za nią gdy wychodziła z pokoju po czym zbliżyłam się do kojca – Co maleństwo? Zjemy sobie troszkę, co? I może sprawdzimy pieluszkę? Kiedy mamusia Ci ją założyła? - świergotałam, odpinając śpiocha. Lucy rozglądała się zamglonym wzrokiem wkoło siebie, pewnie szukając mamusi.
Hej trafiłam na twój blog przypadkiem z innego. Ogólnie czytam sporo fan fiction, zaczęło się jakoś w lutym tego roku i chyba się uzależniłam :) Zaciekawiło mnie twoje opowiadanie, szczególnie, że część już powstała. Czytałam te dwie notki z dużym zainteresowaniem. Mam do czynienia z różnymi Mars Story, ale takiego jeszcze nie czytałam :) Czy jest możliwość przeczytania wcześniejszych rozdziałów, tych ze zeszłego roku gdzieś?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jasne, że tak ;) Poprzedni blog mieścił się na platformie onetu, a który z powodu błędów postanowiłam przenieść a blogspota. :) Zdecydowałam się nie przenosić wszystkich notek, a po prostu zacząć pisać od nowa, część drugą ME.
Usuńwww.mask-everyday.blog.onet.pl
Miłego czytania :)
PS. bardzo się ciesze, że Ci się spodobało; dziękuję za wyrażenie swojego zdania ;)
dzięki za adres. Jak nadrobię to z pewnością jeszcze napiszę coś konstruktywnego w komentarzu :) No i wrócę tu ;)
OdpowiedzUsuńkochana, szablon uniemożliwia czytanie na telefonie :(
OdpowiedzUsuńOkej, cieszę się, że Danielle znalazła sobie jakiegoś faceta, ale miałam nadzieję, że będzie to ktoś spokojny, opanowany i inteligentny, kto pomoże jej zapomnieć o Leto i przeszłości. Myślałam, że po wcześniejszym związku z... ym, zapomniałam imienia tego przed Jatedem, to zrozumie i będzie wiedzieć z kim nie zadzierać. A tu proszę, Tom - dyktator, a jej jeszcze się to podoba i nic z tym nie robi! Nie taką Danielle była! Gdzie ta pewność siebie? Gdzie ta chęć sprzeciwienia się? Widzę, że i u Niej i u Jaya porobiła się jedna wielka papka błota. Ale no nieeeee, jak ona mogła tak się omamić?! Kurczę, się porobiło... Może nie jest za późno i coś z tym zrobi, w każdym bądź razie chciałabym, aby tak było. Och, ale jestem wkurzona na tego Tomo! Dobrze, że chociaż pozwala jej chodzić do Rose. Swoją drogą, mam nadzieję, że u Danielle nie obudzi się przeszłość i nie uderzy w nią tak mocno, że coś może się stać temu dziecko. Widzisz? Przez tego Toma mam same czarne scenariusze w głowie + widzisz, jaki nieład z tego komentarza.
OdpowiedzUsuńI rozdział zdecydowanie za krótki, w Twoim wykonaniu preferuję te dłuuugie, długie, długie! :)).
Przepraszam, że tak późni czytam, ale jakoś tak całkiem z głowy mi wyleciało, że nie powiadamiasz etc., ale teraz już będę pamiętać!
Buziaki! ;****
Nowy wpis: mask-everyday.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCo ja w ogóle wpisałam :D Zamiast wkleić stronę swojego bloga, to wkleiłam Twojego o_O
OdpowiedzUsuńTo raz jeszcze: http://laura-a-million-little-pieces.blogspot.com/